Udało się.
Zaczęłam „Błękitnego Marzyciela”. Droga do tego była wyboista. Początkowo bunt
mojego synka i odmienne zdanie niż rodziców ta temat spania. Kolejnym utrudnieniem było to jak mój synuś
dał dla mnie mega zagadkę. Mój malutki chłopczyk pewnego dnia zainteresował się
kolorowymi niteczkami. Gdy byłam zajęta przygotowywaniem obiadu w kuchni,
szczęśliwa że nikt nie łapie się moich nóg z nagłym krzykiem że chce na ręce. Fajnie
cisza, ale matki wiedzą zbyt długa cisza oznacza albo kłopoty, albo psoty. I tak
było w naszym przypadku. Owa cisza dla mojego synka oznaczała psoty i mega
zabawę, a dla mnie kłopoty. Mianowicie mój synek jakimś nieokreślonym przeze
mnie sposobem dorwał moja nowo kupione mulinki i w trakcie jakże fajnego
oglądania, chowania i ponownego wyjmowania z torebki pozdejmował z kilku motków
numerki. I masz tu mamo zagadkę odgadnij co jest co Myślałam że prędko tego
nie zacznę. Ale mój mały syneczek się unormowała ze spaniem i tuli podusię o
takiej porze że mama ma jeszcze siły czymś się zająć. Z numerkami mulinek też
sobie poradziłam. A że odcienie turkusowe uwielbiam, są żywe i energetyczne to
nawet chce się haftować. Oto efekty pierwszego wieczorku poświęconemu tej
pracy:
zapowiada się pięknie :0
OdpowiedzUsuńdziękuje już są kolejne postępy pracy które niedługo zaprezentuję. magia turkusów
OdpowiedzUsuń