Oj oj
leci ten czas bez opamiętania. Już kolejna odsłona Tusalowego słoiczka. I jestem
trochę przerażona. Gdy wybierałam słoiczek do tej zabawy pomyślałam sobie, po
co mi duży przecież będę tam wrzucać tyko skrawki mulinek, a tu zdziwienie. Druga
odsłona a u mnie prawie połowa słoiczka zapełniona, ale pocieszam się tym, że
mulnkę można upychać, więc w ostateczności damy radę. Dobrze, że nie wrzucam
tam papierków od mulinek, są one zarezerwowane dla mojego syneczka, który
uwielbia wyrzucać coś do kosza, więc papierki to jego działka.
Bardzo ładnie :) U mnie w tym miesiącu dużo skrawków poszło do kosza w pracy bo udało mi się trochę robótkować właśnie w pracy :)
OdpowiedzUsuńCiekawe na ile starczy ;)
OdpowiedzUsuńMój słoik ma dwa i pół litra, a zapełniłam już ponad połowę :) Zastanawiam się właśnie, dlaczego wybieracie do zabawy takie maleństwa...
OdpowiedzUsuńOj przybywa, przybywa :) ja też nie wrzucam do słoika papierków po mulinie, i myślę , że starczy do końca roku .
OdpowiedzUsuńWreszcie udało mi się znaleźć Twój blog. Czemu jak zostawisz u mnie komentarz link nie odsyła tutaj... tylko do tego blogera+, który świeci pustkami - chyba że trzeba być zalogowanym by coś tam widzieć... No nic, trafiłam tu i dobrze :) Jak co, założysz drugi słoik ;)
OdpowiedzUsuńJa też w ubiegłym roku wrzucałam tylko niteczki i dało się wszystko upchać. Chociaż kilka razy mój synek włamał mi się do słoiczka- to trochę nitek ubyło ;P
OdpowiedzUsuń