Już po weekendzie, który minął pod znakiem aktywności
fizycznej. Spacerowaliśmy cała rodzinką, biegałam trochę. Nasz mały Łukaszek po
raz pierwszy obtarł sobie kolanko, aż mamie serce bolało jak trzeba było je
zdezynfekować.
Ale jak obiecałam sobie, że po weekendzie biorę się za
ostatniego pieska, żeby prezencik był gotowy przed czasem. Nie lubię robić
czegoś na ostatnia chwilę, bo i tak się nie wyrobię. Jak widać na zdjęciu
poniżej, trochę nie wyraźnym, bo mój asystent od wszystkiego skutecznie
zasłaniał światło. A po zrobieniu nawet pojedynczego zdjęcia muszę mu pokazać
jak się prezentuje obrazek na wyświetlaczu, a on przy każdym zdjęciu pyta „to
to?” Co w wolnym tłumaczeniu oznacza, co to?, Bądź, kto to? Teraz pranie a ta
cała reszta.
Łukaszek pomaga mamie i tacie we wszystkim i fascynuje go
wszystko, co robi mama bądź tata. W przypadku taty uwielbia jak się robi w domu
jakieś rzeczy remontowe i skrzynka narzędziowa jest w zasięgu małych raczek. W
przypadku mamy fascynują go moje przydasie do haftowania, a najbardziej pudełko
z mulinami. Te liczne kolory i fajnie się ciąga za sobą bobinkę, z mulinką,
która tak cudnie podskakuje i się rozwija. Zaobserwowałam to w trakcie
haftowania ostatniego pieska. Robiłam to, gdy asystent od wszystkiego był na
popołudniowej drzemce. Dzieciątko obudziło się z płaczem, więc nie zdążyłam
schować pudełka z mulinami i zupełnie o nim zapomniałam. Gdy sytuacja płaczu
została opanowana, zajęłam się obiadem, nadal zupełnie nie pamiętając o
mulinach. Nagle Łukaszek biega jak szalony z wspomnianą wcześniej bobinka i się
śmieje. I tu nawiązuję z nim dialog:
- Łukaszku gdzie wziąłeś niteczkę?
- tiu (tu) – pokazuje mi pusty organizer po mulinach
- syneczku, a gdzie są mamy niteczki?
- nena (nie ma)
Myślę sobie to widzę, że nie ma, ale gdzie są. I w tym
momencie moim oczom ukazuje się widok moich mulinek na dywanie i ponownie
słyszę tiu.
Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać, jakby mało było
roboty to trzeba jeszcze mulinę poukładać. Ale dzięki tej akcji pomocnika
mulinka poukładana po numerkach.
W
sumie dobrze, że ostatnio nie kupuje da dużo nowych mulinek, tylko wykorzystuje
te, które posiadam. Jakbym miała ich więcej do układania to dziękuję.
Cudowny psiak :)
OdpowiedzUsuńPiesek fantastyczny, a co do łobuziaków, to ja moje zasoby też muszę chronić, bo jakby dwa ancymony się do niej dorwały to bym układała ją dwa dni ;)
OdpowiedzUsuńAle szczerze to życie było by nudne beż nich i miały byśmy za dużo wolnego czasu,jeszcze by jakieś głupoty przyszły by nam do głowy :)
UsuńCudne są te pieski :) ciekawe jak wygląda całość na szczęście już niebawem zobaczę :) Mali pomocnicy są wspaniali moje Szczęście jak jeszcze nie używałam bobinek wykradał mi opaski z numerkami i nazywał swoimi pasażerami :) Wystarczy chwila nieuwagi......
OdpowiedzUsuńMój tez kiedyś sciągną mi numerki z mulinek i musiałam mu je odebrać po ty by sprawdzić w internecie jaki numerka ma dana mulina. Na szczęście nie było podobnych kolorów i jakoś dałam radę. Cierpliwie już niedługo zaprezentuje całą zgraje piesków :)
Usuń